juz do tego przywyklam.... rano pobodka, cisnienie, sniadanie, spolecznosc, jakies psychoterapie, obiad, kolacja, cisnienie... czasem ta niezwykle przyjemna monotonie przerywa niwe przyjecie lub wypis ktoregos ze znajomych... odzylam w tym spitalu... przynaje ze byly chwile zalamania.... takie totalne doly.... ale wtedy zawsze moglam liczyc na hydroksyzyne i relanium, na mile slowo i zrozumienie co bardzo mi pomagalo....
chwile zalamania raczej nie byly bezpodstawne [brak swiadectwa z paskiem, moja najlepsza kumpela z oddzilu olka wymiotowala, damian sie pocial, dzis przywizli karetka kumplele z oddzilu ktra jest na anoreksje... byla na przepustce no i przedawkowala jakes leki] ... zle czuje sie z tym ze sie pocielam... ale tylko jeden raz...
dzieki dlugim i czestym [ostatnio] rozmowom z moja psycholog doszlam wreszcie do tego dlaczego sie cielam.. co bylo glownym tego powodem... mianowicie nie potrafilqam okazac mojej zlosci matce, no i wyzywalam sie na rece...
damian i klaudia zaczeli juz zbierac tabletki.... cholernie ich lubie ale rozumiem ich dewcyzje.... za 20 dni damian poraz 8 a klaudia poraz 4 beda probowali sie zabic.... maja juz wszstko obmyslane... spis i ilosc tabletek jake beda mieli... mysle ze sie uda... w suem to na poczatku bylam troche zszokowana ale im bedze z pewnoscia lepiej....
poza tym to teraz wyszlam niby na 'spacer' z mama... za neidlugo bede musila wrocic na oddzil.... za 4 dni bedze dokladnie 4 tygodnie jak tam jestem...
na jakis czas zatrzymal mi sie tez okres [niska waga ciala] ale juz jest okej z czego sie ciesze...
znalazlam tam wspanialych znajomoych i zrozumienie... narazie czuje sie szczesliwa... ale boje sie chwili gdy dostane wypis w rece i to ja bedze musila calkowicie kiedowac swoim zyciem... czyli dokladniej - narazie jestem szczesliwa, gdy sie znow cos spieprzy pewnie itak sie zabije... jest okej....