kilka dni tamu... hmm może jakiś tydzeń temu... wyszłam do skzoły... tak zwyczjne... za 15 ósma... ale nie było to tkaie zwyczjne... nie ył to zwykły dziń... w plecaku miląm 2 paczki tabletek przeciwbólowych... i z 30 tabletek Naproxenu... ale nie połukłam ich... nie wiem czy mam teraz żałwoć czy nie... wiem jedynie co mnie powstrzymało... tak moja mama... ona jakby czytała w moich myslach.... wieczoram zauwarzyla że pąłcze... przytuliła mnie... pocałowała... i powedziała "kocham cie... niezapominaj o tym..." niby zlepek literek... ale jak wąznych... gdy rano sie obudziłam wziełam ze sobą wszstkie tabletki... ale kocham cie uslyszałam ponownie... było to strasnzie dizwne... przd wyjściem do skzoły mama wściskała mnie... pocałowała... jakby wiedziała ze moze mnie widzeć ostatni raz w zyciu... po tym wszstkim aż sie rozpłakałm.... i pomysląm jak wielka krzywde bym jej uczyniła łukajac te tabletki... i poszłam do skzoły...
w poprzedniej notce na blogu bleach1989 napisałam takrze wiele słuw skierowanych do rodziców... alecz tego nienapisałam.... nichciałm zeby ktokolwiek kto mnie zna sie o tym dowedział... wy mozecie...
i jeszcze raz dziekuje mamie... bo gdyby tak sie niwezachowała... moze bym juz nieżyła... a moze by mnie odratowali... i lezałabym w szpitralu... i zalowała tego co zrobiłam... ale niemogłabym tego cofnąć...