dzis po raz pierwszy bylam obydwoma rodzicami u psychologa.. moj tata dowiedzial sie o wszstkim.. o depresji, probach samobojczych... wczesniej nie mial o niczym pojecia... slyszlam jak rodzice kluca sie w gabinecie, az sie poplakalam.. bo wiem ze to przezemnie.. gdybym nie chuila zeby przyszedl do zadnych klutni na tej plaszczyznie by nie doszlo :/
poza tym bylam tez na grupie. powedizlam o wszstkim.. o tym ze znow mam mysl samobojcze, ze nie wiem co mam z tym zrobic.. ze ciagle mam przed oczami napis 'do 3 razy sztuka! - teraz milena moze nie spoierdolisz jak zawsze...' mowilam o krwi.. o tym jak bardzobym chcila ciac sie jak najmocniej, jak najglebiej.. a puznije nie meic blizn.. ze wciaz mam przed oczmi moaj zakrwawiona reke... trudno bylo o tym mowic .. ale jakos sie udalo... one jedynie mowily ze jesli znow sobie cos zrobie wezma mnie na oddzil do lublinca bo stawiaja na to ze moja mam nie wytrzyma tego i pozwoli zebym tam lezala ... ale mowily ze mja nadzieje ze zobacza mnei za tydzien bez nowych blizn i bandarzy [awykonalne]... ze z pewnoscia nie ejst tka zeby moja mam klucila sie z tata z mojego powod, i ze ona sam ma wiel problemow i nie placze wcale przezemnie [gowno prawda]... rychter wspomnila tez o tym ze za niedlugo przyjma mnie na oddzial [dupa, przyjmuja po znajomosci a jak ktos czeka w kolejce to nawet do roku czasu]... co do lublinca to mowily tez ze tam ne ma psychoterapii tylko stawia sie na farmakoterapie [no i kurwa dobrze! zrobia z emnie roslinke i moze bedze latwiej...]
ogolnie wszstko co u mnie to ejst popieprzone jak moje drzewo obrocone do gory nogami i czarne, zwiedla kwiaty w obrazku pt. 'moj ogrod'
no i to ciagle uczucie spadania... spadania gdzes gleboko... kdzies gdze juz zadna pomocna dlon mnie nie dosiegnie...